Gdzie jest mój tata, czemu on tak długo nie wraca?
Spotykamy się w jego domu w ciepłe, czerwcowe popołudnie. Siadamy w dużym salonie na piętrze, upał nie daje się tam tak we znaki. Rozmawiamy o historii, przeglądamy zdjęcia. Podzielę się z Panią wspomnieniem – mówi. Zaciekawiam się. Ton, z jakim to powiedział każe mi sądzić, ze będzie to coś bardzo osobistego. Nie mylę się.
Mój rozmówca – starszy mężczyzna, urodzony w 1942 roku, choć wygląda przynajmniej na 10 lat mniej. Po chwili namysłu i krótkiej rozmowie z żoną, która częstuje nas słodkościami, zamyśla się i zaczyna swoją opowieść. W styczniu 1945 roku weszli do wsi Rosjanie. Miałem wtedy 3 lata, zbyt niewiele, żeby pamiętać. Znam to z przekazów rodzinnych, choć mało się o tym mówiło w domu. Mama się bała. Takie były czasy. Ale wiem, że weszli Rosjanie. I, że w marcu tata trzymał mnie jeszcze na kolanach, kończyłem wtedy 3 lata. W kwietniu – przyszli i nam go zabrali.
Jeden z budynków starej szkoły w Gostyni, miejsce nauki mężczyzny z opowieści
Przez jedną noc ojca mężczyzny trzymano w jakiejś piwnicy w Gostyni. Drugiego dnia władowano go do samochodu i wywieziono w nieznanym kierunku… Dziś trudno ustalić dokładnie gdzie – mówi z przejęciem mężczyzna, który po latach próbuje poznać prawdę. – Od dyrektora IPN-u w Katowicach dowiedziałem się, że nie ma w dokumentach nazwiska mojego taty. Wiem, że z piwnicy w Gostyni zabrany był prawdopodobnie do Siemianowic, ale co działo się z nim dalej, nie wiadomo.
Rodzina mężczyzny została bez pomocy i środków do życia. W sercu przez lata był żal do władzy. Dobrze, że mieliśmy małe gospodarstwo, dziadek nam pomagał i tym cudem udało się mojej mamie, mnie i dwóm moim starszym braciom przeżyć – wspomina mój rozmówca. Dopiero kilka lat później w domu pojawia się świadek. Mężczyzna przyszedł do mojej matki i powiedział, że pracował z moim ojcem w obwodzie murmańskim – dodaje. Ojciec mężczyzny od momentu wywiezienia w kwietniu 1945 roku pracował tam w lesie jako drwal, w surowych warunkach i zimnie. Spał w baraku. Był wrzesień 1945 roku. Pewnego dnia, po powrocie z lasu, siedzieli sobie ze świadkiem przed jednym z takich baraków i odpoczywali. Nagle tata zasłabł i stracił przytomność. Zabrali go jeszcze do prowizorycznego szpitala, ale można się domyślać jak wyglądała wówczas pomoc lekarska. O 22.00 wyszli i powiedzieli, że tata nie żyje. Pogrzeb odbył się dopiero po 2 tygodniach, jak nazbierano więcej ciał. Wykopano wtedy dół i wszystkich pochowali. Dzięki świadkowi można było wystawić akt zgonu taty i mama w końcu mogła wystąpić o rentę – wspomina starszy mężczyzna.
Jeden z budynków starej szkoły w Gostyni, miejsce nauki mężczyzny z opowieści
Tęsknił Pan za ojcem? Dokładnie go nie pamiętam, miałem 3 lata jak nam go zabrali. Zawsze byłem twardy, może dlatego, że wychowywałem się w tak trudnych warunkach. Mam jednak wspomnienie. Z bratem – 8 lat starszym ode mnie – jeździliśmy na kolonie. Pamiętam to dokładnie. Byliśmy w Szklarskiej Porębie, szliśmy wtedy na wycieczkę nad wodospad, a pani, która się nami opiekowała zaczęła śpiewać piosenkę – mężczyzna wstrzymuje na chwilę oddech, zamyśla się i zaczyna cicho nucić… – Gdzie jest mój tata, czemu on tak długo nie wraca... I wtedy mnie w gardle ścisnęło, tak bardzo mnie to wzruszyło, że nie mogłem wytrzymać. Tęskniłem. Od razu pojawił się żal, smutek i myśli, czemu mama jest sama, czemu nie ma naszego taty. Nie mogłem się wtedy nikomu wyżalić, nie można było nic mówić, takie czasy... Później było życie, praca, dom, rodzina, dzieci. Całe życie człowiek miał tyle obowiązków, że nie miał czasu o tym myśleć. Teraz to do mnie wraca. Ponad 70 lat później mam w głowie te same słowa piosenki. Czasem je sobie nucę… Ach moja mamo, gdzie jest mój tata, czemu on tak długo nie wraca…