2 września 1939 r. - decydujący dzień zmagań.
Na stanowisku 7 kompanii III batalionu 73 pułku piechoty przez całą noc trwały prace przy pogłębianiu okopów. Kapitan Rybczyński razem z porucznikiem Zającem obserwowali skraj lasu w pobliżu plutonu na lewym skrzydle, gdzie spodziewano się głównego ataku. Tego dnia gostyńskie pola spowijała gęsta mgła, co znacznie utrudniało ostrzał, który już o godz. 5 rozpoczęła niemiecka artyleria. Hitlerowcy ponieśli duże straty. Ataki powtarzały się jednak przez cały dzień, a mający kilkakrotną przewagę Niemcy znaleźli w polskich pozycjach słabe punkty.
Również na odcinku obrony 8 kompanii, 2 września rano rozgorzała walka, szczególnie pomiędzy jeziorem Wicie, a torem kolejowym. Pomocą dla obrońców był operujący w tym rejonie pociąg pancerny „Groźny”. Pomimo dużego poświęcenia polskiej obrony około godziny 12 zaatakowały siły 83 pułku piechoty. Atak Niemców w tym rejonie posuwał się początkowo obok zniszczonego domu, z którego pozostała jedynie ściana szczytowa. Wówczas otrzymali ogień z lewej flanki, gdzie ich artyleria prawie nie mogła strzelać. Polska obrona prowadziła ogień z dobrze zamaskowanych stanowisk. Pomimo tego Niemcy nadal posuwali się do przodu i po przekroczeniu kilku rzędów przeszkód z drutu kolczastego osiągnęli skraj lasu w rejonie schronu betonowego. Tamtędy siły niemieckie podążyły wzdłuż toru kolejki linowej do gajówki Wyry. Zbierając się w okolicy, poszczególne bataliony grupowały się na polanie wzdłuż kolejki. Tor kolejowy Tychy-Kobiór, 83 pułk piechoty osiągnął około godziny 14. Niemcom brakowało jednak broni ciężkiej oraz amunicji.
Pociąg pancerny „Groźny” około 14 udał się do Tychów z rannymi, po czym powrócił do walki. W rejonie jeziora Wicie, kpt. Jan Rybczyński, chcąc dokonać rozpoznania, udał się do punktu obserwacyjnego piechoty przy 8 kompanii. W tym samym czasie na jej pozycje wyszło ponowne natarcie niemieckie. Kapitan przyłączył się do walki i w jej trakcie, około godziny 17, został zastrzelony przez niemieckiego strzelca wyborowego. Trzy razy tego dnia polscy obrońcy rzucali się do przeciwuderzenia i trzy razy hitlerowcy musieli wycofywać się z pola walki.
W tym samym czasie, około godz. 15 inna grupa piechoty niemieckiej rozpoczęła potężne natarcie na słabo umocniony południowo-zachodni skraj Wyr. Polacy nie wytrzymując ostrzału artylerii i natarcia przeważających sił niemieckich, wycofali się na sąsiednie pododcinki, pozostawiając lukę w pozycji, w którą wdarł się Wehrmacht. Aby załatać to przebicie, dowództwo zmuszone było do użycia ostatniego swego odwodu. Był nim II batalion 73 pułku piechoty pod dowództwem ppłk Władysława Kiełbasy. Polskie kontrnatarcie spotkało się z niemieckim ostrzałem artyleryjskim, jednak nawet duże straty w polskich szeregach nie zmusiły ich do zatrzymania się. Osobisty przykład odwagi dawał dowódca, który prowadził żołnierzy do natarcia. Polacy będąc ok. 250 metrów od Wyr szli już z pełnym impetem na pozycje niemieckie. Wtedy to śmiertelnie raniony został w głowę ppłk Kiełbasa, który swymi ostatnimi słowami zagrzewał jeszcze żołnierzy do walki. Ranny na polu bitwy, został przewieziony wozem drabiniastym do szpitala w Mikołowie, gdzie zmarł.
Stanisław Michalik, siostrzeniec ppłk Władysława Kiełbasy tak opisywał tamte wydarzenia: „My, podpułkownicy płk Kiełbasy wierzyliśmy, że czuwa nad nim Opatrzność Boska. W wojsku kursowały opowieści, że w czasie pierwszej wojny światowej, późniejszej wojnie bolszewickiej, co najmniej kilkanaście razy osobiście prowadził swoich wojaków do bezpośredniego zwarcia z nieprzyjacielem i przeżył. W czasie boju będę się więc trzymał jego bezpośredniego sąsiedztwa, a wtedy i mnie mijać będą wraże kule – kalkulowałem. A gdyby – co nie daj Boże – zawisło nad nim niebezpieczeństwo, pospieszę mu z pomocą, bo wart tego. Tuż przed rozwinięciem ataku na Wyry, pułkownik tak oto zagrzewał nas do walki: – Chłopcy Szwabów się nie bójcie, przegonimy ich, gdzie pieprz rośnie. W natarciu posuwaliśmy się skokami. Po przebyciu kilku metrów, padaliśmy na ziemię. I wtedy z niepokojem zauważyłem, że dowódca tylko przyklękał. Dziś trudno mi powiedzieć, dlaczego tak postępował. Może wierzył w swą szczęśliwą gwiazdę żołnierską, a może chciał nam pokazać, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Wokół nas bitewny huk, rozrywają się pociski armatnie, świstają kule z niemieckich maszynek. I co z przerażeniem dostrzegam? Pułkownik nie zrywa się z przyklęku do kolejnego skoku, opada na ziemię. Czołgam się, widzę pełno krwi, brak oznak życia. Boże, nie upilnowaliśmy naszego dowódcy, do oczu napływają łzy. Towarzyszący mi kolega – w cywilu szofer z Mikołowa, nazwiska już nie pomnę, również to dostrzega. Zrywa się i krzyczy z płaczem: – Boże, ja tego nie przeżyję! I nie przeżył. Ścięty serią erkaemu padł obok swego dowódcy, którego po chwili z narażeniem życia ściągnęli do tyłu sanitariusze”.
Władysława Kiełbasę pochowano na cmentarzu parafialnym w Mikołowie. Został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari IV klasy i awansowany do stopnia pułkownika. Był najwyższym rangą polskim żołnierzem poległym we wrześniu 1939 r. na śląskiej ziemi.
Śmierć dowódcy wywołała wśród atakujących Polaków „bitewny szał”. Odbite w krwawej walce Wyry, obsadzono na nowo polskimi siłami. Dzień 2 września nie był jednak dniem ostatecznej wygranej z wrogiem. W wyniku ogólnej sytuacji na froncie Armii „Kraków” Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz Śmigły podjął decyzję opuszczenia umocnień Obszaru Warownego „Śląsk”. W nocy z 2 na 3 września oddziały polskie sprawnie wycofały się za Przemszę w poczuciu odniesionego zwycięstwa, kontynuując następnie ciągły odwrót aż pod Tomaszów Lubelski.
Walka pod Wyrami doskonale pokazała zaciętość polskich żołnierzy. Elitarny niemiecki 49 pułk piechoty nie był w stanie pokonać Polaków bez wsparcia. Niemcy wielokrotnie zmuszeni zostali do odwrotu, mimo teoretycznie większych sił. Niemieccy kombatanci 28 Dywizji Piechoty po wojnie wspominali bitwę wyrską w swoich pamiętnikach jako szczególnie ciężką i zażartą, a Polaków jako bardzo wytrwałych i bohaterskich obrońców.
Oto fragment wspomnień żołnierzy 73 pułku piechoty – kpt. Zygmunta Strykowskiego, por. Edwarda Gazdy, kpr. Jana Szeligi i innych: „Przez długie godziny ważyły się losy bitwy o Wyry, Gostyń i pobliskie lasy. Walki były niezwykle zacięte. Pociski rozrywały konie, a kanonierzy padali zabici jak muchy, daleko odrzuceni podmuchem powietrza. Ze wzgórza rozciągał się widok na pola i lasy ostrzeliwane bezustannie przez artylerię. Terkotały bez przerwy karabiny maszynowe, wybuchy podnosiły w górę zwały ziemi. Wokoło słychać było wrzawę bitwy. Nie bacząc na nic, szliśmy w sam środek największego ognia! Z pobliskich zarośli i kartoflisk biegliśmy w kierunku przerażonych Niemców, do walki na białą broń, to jest na bagnety. Dochodziło niejednokrotnie do zażartych pojedynków, które staczaliśmy na całym południowym odcinku natarcia, od miejscowości Wyry aż po gostyńskie lasy, dzielnie bił się trzeci baon 73pp dowodzony przez mjr Władysława Nowożeniuka na śródleśnych polanach Wyr. Baon ten doszedł do stanowisk obronnych I batalionu 203 pułku piechoty znajdujących się na północno-zachodnim skraju lasu Wyrskiego, na zachód od Tych. Dostaliśmy się pod niezwykle silny ogień artylerii niemieckiej, było sporo rannych. Niektórzy żołnierze na widok walących się drzew, zabitych i rannych, dostali wstrząsu psychicznego. Niemcy nacierali z furią. Ale za każdym razem witał ich silny ogień z naszych pozycji, który zmusił ich do wycofania się poza obręb zabudowań. Lewe skrzydło trzeciego baonu, ósma kompania znajdowała się około trzysta metrów na północ od tory kolejowego Tychy – Łaziska Średnie. Tam nie szczędził również ognia nasz pociąg pancerny. Między 7.00 a 8.00 Niemcy uderzyli na wysuniętą czatę złożoną z 3 kompani wzmocnionej plutonem ckm, obchodząc ją od zachodu, wzdłuż toru kolejowego Tychy–Kobiór, kierując się następnie na Żwaków. Znowu rozgorzały walki. Po naszej stronie dowodził major Stanisław Woźniakowski, dowódca I batalionu. Prowadził on osobiście 1 kompanię kapitana Krasnopolskiego i 2 kompanię porucznika Strzałkowskiego do udanego przeciwnatarcia. Niemcy zostali odrzuceni w kierunku rzeki Gostynki. W tym czasie dowództwo 73p.p. przeniosło się na wzgórze 279,5. Żołnierze i oficerowie walczyli bardzo dzielnie, ale nie byli w stanie osiągnąć całkowitego zwycięstwa nad wielokrotnie przeważającym przeciwnikiem. Decydującym bojem pod Wyrami była akcja II batalionu 73 pułku piechoty, który na rozkaz dowódcy dywizji płk Klabińskiego uderzył wzdłuż drogi Mikołów – Wyry w celu wyparcia Niemców z tej miejscowości. Wyry należały do kluczowego punktu polskiej obrony. Ten odcinek obrony, tak obficie zroszony polską krwią po niezwykle zaciętej walce dostał się w ręce wroga. Stało się to 2 września 39 roku około godz.16.30. Była to dla nas tragiczna sytuacja. Niemieckie włamanie w polską linię obrony widzieli nie tylko żołnierze z innych kompanii, ale także dowódcy, a wśród nich dowódca II batalionu podpułkownik Kiełbasa. Znowu odezwały się rozkazy, krótkie i zwięzłe dotyczące polskiego przeciwdziałania. Podpułkownik Kiełbasa spokojnie palił papierosa, śledząc nacierających na tym odcinku Niemców. Ich kontrnatarcie poprzedzone było zmasowanym ogniem artylerii niemieckiej. Podpułkownik Kiełbasa wydobył pistolet zza pasa, rzucił niedopalonego papierosa na ziemię. Wydał rozkazy swoim oddziałom do szturmu i z okrzykiem: „Za mną!” Ruszył naprzód do boju, pociągając swoim przykładem innych oficerów i żołnierzy. Bez przerwy wybuchały pociski artyleryjskie, grzechotały długie serie broni maszynowej. Trwał zacięty bój głównie na odcinku 4 kompani. Biegnący naprzód pułkownik Kiełbasa nagle chwycił się odruchowo za pas i powoli osunął się na ziemię. Tak został ciężko ranny bohaterski dowódca II batalionu 73 pułku piechoty podpułkownik Władysław Kiełbasa. Jego żołnierze zdołali go wyciągnąć z pola walki i przewieźć drabiniastym wozem do szpitala w Mikołowie, gdzie zmarł”.
W sumie straty polskie w Bitwie pod Wyrami sięgnęły liczby ponad 100 zabitych. Straty po stronie niemieckiej były o wiele wyższe i według niepełnych danych sięgnęły ponad 150 zabitych i kilkakrotnie więcej rannych. Ofiary poniosła także ludność cywilna. Oto fragment artykułu z wypowiedziami Franciszka Grzegorzka – żołnierza III batalionu 75. pułku piechoty: „Wieczorem 1 września Franciszek z całym batalionem ruszył z Siemianowic na południe. Po drodze w dzielnicach Katowic ludzie bili im brawo i wołali z okien: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Weszli w lasy wyrskie za Mikołowem. – Nimce były już okopane za rzeczkom Gostynką. Szli my tyralierom. Naroz usłyszołech, jak ktoś z drugigo brzegu woło: „Fojer!” – wspomina. W tej chwili Ślązacy znaleźli się pod ciężkim ogniem. Padli plackiem. Po kilku minutach Franek kazał swojej drużynie czołgać się do tyłu. Zapamiętał dialog ze st. sierż. Półrolnikiem: „Panie kapralu, nie wycofywać się! My, oficerowie, mamy ginąć!”. „My się nie wycofujemy, tylko przygotowujemy stanowiska bojowe”. „A, to dobrze”. Cofnęli się o kilkanaście metrów i próbowali się okopać. Kilkanaście następnych godzin było dla niego najcięższych w całej wojnie. – Musielimy tam leżeć i leżeć, ale głowy nie dźwigać. Kto głowa dźwignył, to mioł po nij. Jak kolega celowniczy cekaemu dostoł w czoło, to mu tyłem wyszło wszystko... – mówi. Co czuł, widząc śmierć swoich kolegów? – Co chcesz wtedy godać? Trudno, wojna – wyjaśnia pan Franciszek. – Musiołech zaroz posłać drugigo żołnierza do obsługi cekaemu na miejsce tego zabitego – dodaje. Po jego lewej stronie leżał celowniczy erkaemu. – Instruowałech go: „Uważej yno, skąd idzie tyn dym z niemieckij strony, ale głowy nie dźwigej! Yno trocha, wiela idzie”. Nie wyobrażosz se, jak las był zadymiony – mówi pan Franciszek. Pod koniec 2 września przyszedł jednak rozkaz: „Bagnet na broń!”. – Porwalimy sie: „Huraaa!”. Pomoczylimy sie przez rzeczka Gostynka, ręczne granaty my ciepli do niemieckich okopów. A Nimce wyskakiwali i uciekali. Jak kiery zostoł, wołoł: „Hilfe!”. Gonilimy ich przez cały las, aż na jego zachodnio strona – wspomina. – Do tego kontrataku poszoł cały nasz batalion. Wiysz, jako to masa ludzi? Aż sześćset żołnierzy! Mielimy poczuci zwycięstwa – dodaje. Czy biegnąc do ataku, czuł strach? Dziś twierdzi, że nie. – Kole mie kulki świstały, świyrk kole mie był poszczylany, ale jo uważoł, że mie sie kula nie chyci. I tak było – mówi. Także inne kontratakujące bataliony Ślązaków odniosły sukces. Niemcy z dużymi stratami uciekli m.in. ze Żwakowa i Wyr. Rano 3 września na polanie Franciszek policzył chłopaków z drużyny. Z 22 zostało ich 18. Jeden zginął na pewno, trzech zaginęło. Dostali jednak rozkaz opuszczenia pola bitwy, na którym zwyciężyli. Mieli rozpocząć odwrót na wschód, bo Niemcy przerwali front w innych miejscach. Groziło im okrążenie”.
Nam i przyszłym pokoleniom pozostał obowiązek pielęgnowania tradycji tych dni i pamięci o bohaterach poległych za ojczyznę. Pamiątką tych krwawych zmagań i walki żołnierskiej w naszej gminie jest Pomnik Pamięci Żołnierzy Września 1939 r. w Gostyni.
Inicjatorami budowy gostyńskiego Pomnika byli jej mieszkańcy, którzy postanowili upamiętnić bohaterską walkę i śmierć polskich żołnierzy w dniach 1-3 września 1939 r. na skraju lasu wyrskiego i wsi Gostyń.
W marcu 1945 roku, już przed zakończeniem II wojny światowej, utworzyli Komitet na czele z Herbertem Kubicą, jego późniejszym opiekunem i konserwatorem, projektantem otoczenia. Ówcześni radni Rady Gminy zaakceptowali pomysł budowy pomnika. Na lokalizację wybrano miejsce, w którym we wrześniu 1939 roku stoczono najkrwawsze walki – przesmyk leśny między Gostynią i Wyrami.
Pomimo, że Gostyń była zniszczona w 80%, jej mieszkańcy dokonali zbiórki pieniężnej i przystąpili do społecznego czynu na historycznym pobojowisku, które kryło mogiły żołnierzy. Materiały budowlane, metalowe oraz farby dostarczyły bezpłatnie okoliczne zakłady pracy.
9 września 1945 r. odbyła się uroczystość odsłonięcia pomnika i poświęcenia grobowca podczas mszy polowej, w której uczestniczyło około 3 tys. osób. Był to pierwszy „pomnik wrześniowy” na Śląsku, być może i w Polsce. Na frontowej stronie pomnika umieszczona została inskrypcja: „Żołnierzom Bohaterom 23. dywizji 73. pułku piechoty pod dowództwem śp. pułkownika Kiełbasy Władysława i dzielnej 2. kompanii pod dowództwem śp. kapitana Kruczyńskiego Jana, którzy w dniach 1 IX–3 IX 1939 r. barbarzyński najazd band hitlerowskich na granice Śląska i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej jako pierwsi trzykrotnie odparli i za honor i ojczyznę swe życie złożyli. W wdzięcznym hołdzie Polska i lud śląski. Gostyń dnia 9 września 1945 r.”. Z dwóch stron obelisku wypisano nazwiska poległych – po prawej stronie 19 żołnierzy, a po lewej 14 mieszkańców Gostyni oraz jednego nieznanego powstańca śląskiego. Opiekunem pomnika od momentu jego powstania był Hubert Kubica, który pieczę nad tym miejscem pamięci sprawował aż do swojej śmierci. Od 1991 roku opiekę nad pomnikiem jako Miejscem Pamięci Narodowej przejęła Gmina Wyry.
W 1998 roku na pomniku Bohaterów Września 1939 pojawiły się trzy nowe granitowe tablice, wykute zostały napisy, a także wyremontowano stopnie od frontowej strony. Rok później dokończono prace – remont objął schody z trzech pozostałych stron, a płytami granitowymi został również wyłożony postument.
Co roku, tradycyjnie na początku września odbywają się tutaj patriotyczne uroczystości rocznicowe o randze wojewódzkiej, gromadząc kombatantów, społeczeństwo, przedstawicieli urzędów państwowych i samorządowych oraz współczesne Wojsko Polskie, poprzez to kultywując pamięć bohaterów Września 1939 roku.
Honorowymi gośćmi podczas uroczystości rocznicowych przez wiele lat byli kpt. Franciszek Grzegorzek – żołnierz III batalionu 75. pułku piechoty, biorący czynny udział w walkach w rejonie Wyr i Gostyni, który zmarł w 2014 roku oraz kpt. Jan Strzelecki, inny uczestnik walk, zmarły w 2012 roku.
Tegoroczne uroczystości upamiętniające wydarzenia Września 1939 roku, odbędą się już dziś. O godz. 16:00 rozpocznie je uroczysta Msza Święta w Kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Gostyni, po której nastąpi złożenie kwiatów pod Pomnikiem Pamięci Żołnierzy Września 1939. Oprawę muzyczną zapewni Chór „Zorza”, świętujący w tym roku swój jubileusz 100-lecia istnienia.
Serdecznie zapraszamy do obejrzenia transmisji uroczystości. Już od 16:00 na stronie internetowej Urzędu Gminy Wyry www.wyry.pl oraz stronie na Facebooku „Gmina Wyry – dobre miejsce do zamieszkania”.