Publikujemy tekst opowiadający o dawnych śląskich tradycjach z okazji Dnia św. Marcina, przesłany przez mieszkankę Wyr - Janinę Strzodę.
Na św. Morcina musiała być na stole gensina.
Downij na wsi kożdej ślunkij rodzinie na św. Morcina jodło się gensina i kreple morcinki.
Zawdy w moju gens siedziała na jajkach w wielgij drzewniannej skrzyni wyścielonej doś rubo słomom siedziała łona w kuchni pod stołym bo tam miała najcieplij a na około tego stołu była powieszono tako pjykno kwiotkowano zaciongaczka i tam genś miała świenty spokój.
Koniec moja wykluły się małe gunsiontka (pylusie) i dycko pasły się w tej wielguj zagrodzie kaj rosła najpijykniejszo trowa. A jak podrosły to dycko wysiadywały na środku placu dowały se na wszystko pozor wtedy pies mioł urlop. Wachowały cołkigo gospodarstwa tak wachowały, że elektrykorz bjyda mioł wlyź do dźwiyżi po pniondze za światło, bo go zaroz atakowały. Roz uważiłach se puddingu szekuladowego, wlołach go do miski i postawiłach w śyni na cemeńcie coby mi ochłudł. Za jakiś czos przychodzą a miska próżno. A gensi se wylazły po cichutku po schodach i puding zjadły. Ale łone se tyż chiały pomaszkiecić.
Na św. Marcina do Godów – św. Bożego Narodzynio biło se gensi. Jak się ubiło, oszkubało ich z pierzo. I genś dzieliło się na konski. Łeb się ciepało do zupy bo to było na rozum, kark tyż się ciepało do zupy bo go dziecka obgryzały żeby anginy nie dostały, szłapki tez się ciepało do zupy bo to byłona to żeby w kolanach nie szczylało i bolało. A gensi smolec topiony to był łogromnie zdrowy lyk na zapoleni płuc, krzypota do tego zwarziło się herbaty z lipy i było po chorobie. Mjynso jadło się od wielkigo świynta na św. Morcina i św. Bożego Narodzynio. A z tego oszkubanego pierzo, robiło się zogłówki i pierzyny pod kieremi my spali i się wygrzywali.
W dzisiejszych czasach ludzie o pierzynach już downo zapomnieli. Ale jo jeszcze gensi chowia choć som wrazidlate i paskudne, łoszkliwe, ale kejś Rzym obroniły. Gensi to była łogromnie przydatno gowiedź bo nos żywiły, lyczyły i łogrzywały. Bo gensi miynso i podroby lyczyły wszystki choroby. Smacznego!
Zawdy św. Morcin do nos przyjyżdżoł na biołym koniu i to już była prawdziwo zima.
Ślonzoczka – Janina Strzoda